Rozdział IV: „Gwałtowne
przebudzenie”
Hej Kochani!
Wiem, wiem - napisałam, że n macie się spodziewać dopiero w lutym, ale się rozchorowałam i miałam masę czasu, na pisanie.
Znacie powiedzenie "szczęście w nieszczęściu"?
No właśnie.
Pozdrawiam z pod ciepłej pierzynki.
:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:*:-*:-*:-*:-*:-*
Wasza Krulica
***
(Narracja Kaylie)
Jechaliśmy do domu Cullen’ów. Znowu. Po tym jak wróciliśmy z
lasu Lio oraz Kris przytulili mnie i zaczęli mnie przepytywać, ale Rosalie
ucięła rozmowę i zarządziła powrót do samochodów. Teraz siedziałam na tylniej
kanapie jej wozu, rozmyślałam o mojej dziwnej wizji. O wstrząsającej torturze,
o obcojęzycznym pytaniu, pojawieniu się nazwiska Cullenów jako tych „złych”, a
najintensywniej o małej dziewczynce, Kaylie. Czy to mogłam być ja? Czy był choć
cień szansy, że owo wydarzenie nie była niczym innym, niźli moim, mrocznym
wspomnieniem?? Nie wiedziałam tego. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym
więcej miałam wątpliwości, pewna byłam w zasadzie tylko jednego:
Nie wiem o sobie wielu rzeczy...
Dwie
godziny później - garaż Cullen’ów:
-
Kay! Kay, wstawaj! – szepnął teatralnie Ian.
-
Yyyyy co? – wydukałam sennie.
-
Jesteśmy na miejscu! No choć! – powiedział wyciągając mnie za
kaptur bluzy. Ja, jak to ja oczywiście ”musiałam” się wywalić.
-
Złotko, nic ci nie jest?! – zapytał Kris pomagając mi wstać,
on i Lio byli dla mnie niczym rodzeństwo, bardzo ich kochałam. Nie chciałam by
zamartwiał się z mojego powodu, więc postanowiłam skłamać:
-
Nie przejmuj się Kris, po prostu chce mi się spać. – ziewnęłam
dla lepszego efektu – Jest dobrze.
-
Jasne. – powiedział, po jego minie wywnioskowałam, że mi nie
wierzy, ale rozumie, iż nie chce na ten temat rozmawiać. – Chodź już lepiej,
pomożemy państwu Cullen z walizkami.
Dopiero teraz przeleciałam wzrokiem po otoczeniu, byliśmy w
jakimś budynku o ścianach barwy śniegu, pod wschodnią ścianą (przynajmniej
zdawało mi się, że wschodnią – nadal byłam lekko zdezorientowana) znajdowały
się trzy metalowe regały sięgające – wcale nie niskiego – sufitu, półki były po
brzegi zapełnione różnorakim, specjalistycznym ustroństwem, o którym mogłam
powiedzieć jedynie, że – chyba – służy do grzebania w motorach
i samochodach.
Wyszliśmy przez osobowe drzwi umieszczone zaraz obok
podnoszonej bramy do pojazdów. Wzieliśmy swoje torby i skierowaliśmy się do
domu.
Był bardzo ładny:
Miał nowoczesne metraże, ciemno szare ściany, a od
pierwszego piętra w górę obłożony drewnem. Nie zabrakło w nim balkonów i
ogromnych okien. Jedyną jego wadą było to, iż stał w lesie – samotnie – bez
sąsiadów.
-
Kaylie, czy coś się stało? – zapytał ktoś, spojrzałam w tamtą
stronę, owym „ktośem” okazał się pan Cullen.
-
Nie, wszystko dobrze. – powiedziałam zdając sobie sprawę, że
stoję nieruchomo na środku sporej werandy. Pokręciłam odrobinę głową aby
wreszcie oprzytomnieć. – Po prostu podziwiałam dom. – wytłumaczyłam zgodnie z
prawdą, chyba po raz pierwszy tego dnia. Po czym dodałam już spokojniej i
wolniej:
-
Jest piękny.
-
Mi też bardzo się podoba, to projekt mojej żony. Choć poznasz
ją i resztę. – powiedział ciepłym i przyjaznym głosem.
Ruszyłam za nim...
Muzyka = Katty Perry - The One That Got Away
Mam nadzieję, że się podobało!
Zapraszam do komentowania!
Fajny rozdziałem ;***
OdpowiedzUsuń*rozdziałek
OdpowiedzUsuńOj! Bo się czerwienie!
UsuńFajny rozdział, ale, błagam, znajdź sobie betę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agnes
Cześć, tu Żanetka.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, bardzo fajny!
Zastanawiam się... u Ciebie Rose to naprawde żona Carlisle'a? A może to jakieś nieporozumienie?
Dodaj szybko nową notkę pliśś.
Sama zobaczysz... ;P
UsuńA nn, cóż mam już jakiś zarys, ale dodam za jakieś 2/3 dni.
:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*Krulica
Rozdział bardzo fajny. Wręcz zajebisty.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną notkę.
Pozdrawiam i życzę weny:Domi