poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział V cz.II



Rozdział V cz.II : Narracja „Potwora”*


Mrrr...
-         Mrrr... O tak! Mmm... właśnie tak! Och! – krzyczałam z rozkoszy.
Byłam właśnie w jakiejś ciemnej uliczce, na północ od Las Vegas. Wczoraj przysłano mnie tu, miałam chronić jakieś sześcioletnie dziecko z darem, które było na celowniku jakiegoś mojego wiecznie głodnego Pokrewnego, ale... jako, że ja się na niańkę nie nadaje, po prostu wykończyłam zagrożenie.
Co ona teraz robi, skoro tak jęczy? – takie pytanie na pewno siedzi wam teraz w głowach. Otóż już wyjaśniam:
Aby dobrze wypełnić czas, który zaoszczędziłam, (na misje miałam miesiąc) odnalazłam gang, ale nie taki z wypasem jak na filmach akcji, tylko gang młodzików, którzy myślą, że jak będą ”niegrzeczni” to laski na nich polecą. No i ja właśnie migdaliłam się z jednym takim, bodajże... Kill’em, czy jakoś tak. Oczywiście jak mi się już znudzi to go zjem.
Mniam!
W prawdzie, żywię się zwierzętami, ale czasem pozwalam sobie na drobne odstępstwa, a co mi tam, – w końcu kilka śmieci (czyt. popapranych dzieciaków) mniej, to lepiej dla środowiska, więc mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że dbam o naszą planetę, nie??
Spojrzałam w niebo i zorientowałam się iż za chwilę zacznie świtać.
-         Dośśść! – powiedziałam spokojnym, jednak stanowczym głosem.
Cóż, muszę przyznać się, że mam niewielkie problemy z mową. Nic specjalnego, wiele wampirów nie kontroluje syczenia i warczenia podczas mówienia. Kill jednak nie przestawał. O nie! Nie jestem słaba i nie będę się kochać wbrew sobie! – pomyślałam.
-         Mówierrrrrrrrrrrę dośśśśćć! – krzyknęłam.
Brak reakcji.
Miałam dość, wgryzłam się w jego szyję i wyssałam krew.
-         Zzsawiodłam sssię na tobie. – szepnęłam do ucha trupowi.
Wtem ze sterty ciuchów zadzwonił mój telefon, podbiegłam do niego zerkając na wyświetlacz, radości mojej nie było końca, gdy zobaczyłam, że dzwoni mój brat, Carlisle. Tak bardzo go kocham!
Ochoczo wzięłam telefon w rękę i odebrałam:
-         Och, Carlissssslle! Witaj brrrraciszszszku!
-         Witaj. – usłyszałam w odpowiedzi, to nie był mój brat, tylko Edward (czyt. super ”ciacho”, które, jako jedyne dotąd, mi nie uległo).
-         Witaj, Edie... – powiedziałam wiedząc, iż go tym rozzłoszczę.
-         Edward – poprawił mnie, po czym kontynuował – Carlisle zaprasza cię do nas... weź resztę klanu.
-         Achchcha, ssstawimy sssię, dla brrrata zzzrobię wszszszyssstko – odparłam chłodno.
-         Żegnaj, miło było cię ussłyszszeć. – powiedział sztucznie, przedrzeźniając mnie.
-         Żegnaj. – odparłam krótko, by nie okazać smutku – dobrze wiedział, że nie umiem mówić inaczej.
Rozłączyłam się.
Cisnęłam komórką o ziemię i ruszyłam w stronę domu, w ostatniej chwili zawróciłam się po strój, bo przecież nie wrócę naga...

* Tak swoją drogą zastanawiam się czy po tym fragmencie połapiecie się kto jest Zabójczynią. ;)

Rozdzialik z dedykacją dla Domi!!!
Za to, że czytasz te wypociny (notki),
za to, że Twój kom. zawsze jest pierwszy,
za to, że przed napisaniem tej części dwa razy przeczytałam Twojego bloga,
za to, że nieświadomie podsunęłaś mi pomysł na dalszą akcję opowiadania (inny czytelniku, patrz szablon bloga Domi).
Za to, że jesteś/czytasz/piszesz/komentujesz, dzięki!!!




środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział V cz. I

Rozdział V: Znak

  Ruszyłam za nim.
Weszliśmy do hallu o bardzo nowoczesnym wnętrzu*:

 - Daj walizkę, poniosę ją, a ty pójdź do salonu, tam już są wszyscy. - powiedział pan C. wskazując na schody. Bez słowa ruszyłam w ich stronę.
Powinny mnie teraz zżerać nerwy, w końcu zaraz poznam osoby, które niedługo mogą stać się moją rodziną... Moja rodzina - jak to cudownie brzmi - pomyślałam.
 - No dobra, jak będzie tak będzie - szepnęłam do siebie pokonując ostatnie dwa schodki.
Aby jeszcze odrobinkę przeciągnąć ten moment postanowiłam nieco się rozejrzeć:

Jeja, niektórzy to naprawdę nie mają co robić z kasą...
Dobra, skup się! – pomyślałam – Musisz przecież jeszcze znaleźć ten salon!

Zaczęłam więc rozglądać się na wszystkie strony i subtelnie zaglądać prze uchylone drzwi,
musiałam przyznać, że mieli nie zły gust. Podeszłam cichutko ogromnego wejścia, przywodzącego na myśl zmniejszony łuk triumfalny. Pokonałam ostatni zakręt i...
zobaczyłam Rosalie całującą się z jakimś wielkim osiłkiem, który wyglądał jakby mógł z łatwością podnieść co najmniej tonę! W mojej głowie kotłowały się tysiące myśli;
Co jest do cholery?! Kto to?! Rosalie zdradza Carlisle’a?! A co jeśli to jeden z ich „wychowanków”?! Rosalie zdradza Carlisle’a z jednym z adoptowanych podopiecznych?! Czy to po to im jesteśmy?! Do t e g o ?!! TO OBRZYDLIWE!!!
Stałam tak oburzona i sparaliżowana strachem jednocześnie, nie mogąc uwierzyć w to co widzę, a moją złość potęgował fakt, że obściskująca się para najwyrażniej nie zdawała sobie sprawy z tego, iż nie są sami.
Tej okropnej scenie przypatrywał się także niezbyt przystojny i raczej chudy, – po zobaczeniu tego niedźwiedzia każdy wydawał się być chucherkiem – rudowłosy młodzieniec. Nic nie powiedział. Pokręcił jedynie głową ze złośliwym uśmiechem malującym się na twarzy przysuwając się przy tym lekko do ściany o jasno-kremowej barwie. Jego rozbawienie rozwścieczyło mnie do tego stopnia... po prostu nie wytrzymałam i z twarzą czerwoną jak burak pobiegła m w stronę łazienki (wiedziałam gdzie jest, bo podczas mojego szybkiego zwiedzania domu drzwi do niej były otwarte na oścież). Wpadłam do niej, automatycznie przekręcając zamek.
Moje zdziwienie było nie do opisania, gdy zdałam sobie sprawę, iż nie jestem sama...

___________________________________________________________________________________
* Miałam opisywać a zdjęcia dodawać w "linki i dodatki ♥" ale mam totalnego lenia. =[ Sorrki


***

Wiem, wiem - zawaliłam. Rozdział miał się ukazać duużoo wcześniej,
albo powinien być 5* dłuższy.
No cóż, pozostaje mi tylko przeprosić.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie, w końcu jak każda blogerka mam swoje życie.
Liczę na szczere komentarze!!

PS: Jeśli którakolwiek z was ma pomysł na utwór do tego rozdziału to napiszcie.

:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*Krulica







niedziela, 2 lutego 2014

Hej wszystkim!

N jest już prawie gotowa.
Ale nie po to piszę;
tak naprawdę to chciałabym poinformować Was o tym iż założyłam nowego bloga o tematyce zmierzchowej!
 To będzie - chyba - pierwszy blog opowiadający o całkiem innej historii Volturi, ale z punktu widzenia...
A z resztą, jeśli wejdziecie to sami zobaczycie (;P).

A oto link:
 Serdecznie zapraszam na Prolog, (i nie tylko)!
:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*;-*:-*:-*:-*:-*:-*;-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*Krulica

środa, 29 stycznia 2014

Rozdział IV


Rozdział IV: „Gwałtowne przebudzenie”

 Hej Kochani!
Wiem, wiem - napisałam, że n macie się spodziewać dopiero w lutym, ale się rozchorowałam i miałam masę czasu, na pisanie.
Znacie powiedzenie "szczęście w nieszczęściu"?
No właśnie.
Pozdrawiam z pod ciepłej pierzynki.
:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:*:-*:-*:-*:-*:-*
Wasza Krulica

***

(Narracja Kaylie)

Jechaliśmy do domu Cullen’ów. Znowu. Po tym jak wróciliśmy z lasu Lio oraz Kris przytulili mnie i zaczęli mnie przepytywać, ale Rosalie ucięła rozmowę i zarządziła powrót do samochodów. Teraz siedziałam na tylniej kanapie jej wozu, rozmyślałam o mojej dziwnej wizji. O wstrząsającej torturze, o obcojęzycznym pytaniu, pojawieniu się nazwiska Cullenów jako tych „złych”, a najintensywniej o małej dziewczynce, Kaylie. Czy to mogłam być ja? Czy był choć cień szansy, że owo wydarzenie nie była niczym innym, niźli moim, mrocznym wspomnieniem?? Nie wiedziałam tego. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym więcej miałam wątpliwości, pewna byłam w zasadzie tylko jednego:
Nie wiem o sobie wielu rzeczy...

Dwie godziny później - garaż Cullen’ów:

-          Kay! Kay, wstawaj! – szepnął teatralnie Ian.
-          Yyyyy co? – wydukałam sennie.
-          Jesteśmy na miejscu! No choć! – powiedział wyciągając mnie za kaptur bluzy. Ja, jak to ja oczywiście ”musiałam” się wywalić.
-          Złotko, nic ci nie jest?! – zapytał Kris pomagając mi wstać, on i Lio byli dla mnie niczym rodzeństwo, bardzo ich kochałam. Nie chciałam by zamartwiał się z mojego powodu, więc postanowiłam skłamać:
-          Nie przejmuj się Kris, po prostu chce mi się spać. – ziewnęłam dla lepszego efektu – Jest dobrze.
-          Jasne. – powiedział, po jego minie wywnioskowałam, że mi nie wierzy, ale rozumie, iż nie chce na ten temat rozmawiać. – Chodź już lepiej, pomożemy państwu Cullen z walizkami.
Dopiero teraz przeleciałam wzrokiem po otoczeniu, byliśmy w jakimś budynku o ścianach barwy śniegu, pod wschodnią ścianą (przynajmniej zdawało mi się, że wschodnią – nadal byłam lekko zdezorientowana) znajdowały się trzy metalowe regały sięgające – wcale nie niskiego – sufitu, półki były po brzegi zapełnione różnorakim, specjalistycznym ustroństwem, o którym mogłam powiedzieć jedynie, że – chyba – służy do grzebania w motorach
i samochodach.
Wyszliśmy przez osobowe drzwi umieszczone zaraz obok podnoszonej bramy do pojazdów. Wzieliśmy swoje torby i skierowaliśmy się do domu.
Był bardzo ładny:
Miał nowoczesne metraże, ciemno szare ściany, a od pierwszego piętra w górę obłożony drewnem. Nie zabrakło w nim balkonów i ogromnych okien. Jedyną jego wadą było to, iż stał w lesie – samotnie – bez sąsiadów.
-          Kaylie, czy coś się stało? – zapytał ktoś, spojrzałam w tamtą stronę, owym „ktośem” okazał się pan Cullen.
-          Nie, wszystko dobrze. – powiedziałam zdając sobie sprawę, że stoję nieruchomo na środku sporej werandy. Pokręciłam odrobinę głową aby wreszcie oprzytomnieć. – Po prostu podziwiałam dom. – wytłumaczyłam zgodnie z prawdą, chyba po raz pierwszy tego dnia. Po czym dodałam już spokojniej i wolniej:
-          Jest piękny.
-          Mi też bardzo się podoba, to projekt mojej żony. Choć poznasz ją i resztę. – powiedział ciepłym i przyjaznym głosem.
Ruszyłam za nim...


  Muzyka = Katty Perry - The One That Got Away

Mam nadzieję, że się podobało!
Zapraszam do komentowania!


sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział III + głosowanie

                                                              Rozdział III: Krzyk

Oto powracam po długiej przerwie!!! Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieje, że nocia się spodoba:-)
A teraz, bez dalszych wstępów zapraszam do czytania (i komentowania także)!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

                                                         

                                                                         ***

(Narracja Kaylie)
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nieznany mi głos rozniósł się po lesie. Chmara wron wzbiła się ponad korony drzew donośnie kracząc.
Poczułam dziwną słabość w okolicy płuc. Niedotlenienie - podpowiedziała jakaś część mnie, pewnie był to rozsądek, ale w tej chwili niczego nie byłam pewna. Nie po tym co przed chwilą ujrzałam:
 Mdleje, nie pamiętam czemu i zaczynam opadać w mrok. Zagłębiam się w błogiej czerni, opadam bezwładnie coraz niżej i niżej, zupełnie tracę kontakt z światem zewnętrznym, liczy się tylko ciemność.
Przytulny mrok rozdziera białe światło, całkiem tracę wzrok, lecz odzyskuję go po chwili. Widzę kobietę i mężczyznę z przerażonymi wyrazami twarzy, wydają mi się znajomi, choć widzę ich pierwszy raz w życiu. Brązowo-włosy mężczyzna przekonuje do czegoś kobietę " Nell, to jedyne wyjście, tylko w ten sposób możemy zapewnić jej bezpieczeństwo. A przecież właśnie o nie nam chodzi. Nie mamy wyjścia..." - mówiłby tak dalej, gdyby mu nie przerwała: 
    -   Ale przecież zawsze jest inne wyjście czy... ONI są aż tak niebezpieczni. Co my im zrobiliśmy?!?!?!?! - histryzowała.


-         Kochanie, - mężczyzna westchnął, po czym kontynuował – czy nie chcesz aby nasza Kay żyła normalnie?
-         Dobrze wiesz, że chce... – jęknęła w przerwie między szlochem.
-         Więc nie mamy wyjścia, idź do naszej córki. Zaraz przyjdę.
Pocałunek, słodki lecz zbyt nerwowy. Rzekoma Nelly, wychodzi. Szatyn ukrywa twarz w dłoniach i wzdycha ciężko. Kilka minut później, ta chwila zdaje się być wiecznością, niespokojną i ciężką ciszę przerywa odgłos: ni to rozrywania metalu, ni to łamania się drewna, dźwiękiem tym okazuje się wyłamywanie drzwi. Do pokoju wpada wysoka blond kobieta, o cerze białej jak śnieg i oczach barwy nocy. Źrenice tych oczu – ledwo zauważalne na tle atramentowych* tęczówek, które nagle z ludzkich i okrągłych zmieniają się w podłużne przynoszą na myśl kocie. Ubrana jest w biały, skórzany kombinezon ze stójką, na nogach ma, również białe, buty na dwu i pól  calowym obcasie.
Raptownie odwraca głowę w stronę sparaliżowanego strachem mężczyzny, jej włosy sczesane w grubą kitę unoszą się przy tym lekko do góry. Rusza wolnym i dostojnym krokiem w jego stronę, zatrzymuje się metr przed mężczyzną, a następnie przemawia walecznym altem:
-         Kde  je kňažka?! On  prišiel zemi!** – nie rozumiem ani słowa, lecz szatyn najwidoczniej posługuje się tym językiem:
-         Radšej zomrú, ako odhaliť, mrcha! – krzyczy  w odpowiedzi.
 Nieznajoma podchodzi do niego i chwyta go za gardło, a następnie ciska nim o najbardziej oddaloną ścianę, ryczy przy tym  niczym rozdrażniona lwica. W echo zwierzęcego warczenia wkomponowuje się krzyk bólu tworząc dźwięk tak potworny, że równie dobrze może towarzyszyć apokalipsie. Jasno-włosa powtórnie rusza w stronę nieszczęśnika i zaczyna kopać po twarzy, żebrach i brzuchu w akompaniamencie gruchotanych kości i wycia przepełnionego cierpieniem.
    -   Kde  je kňažka?! On  prišiel zemi! Kde je kňažka?!  Kde je kňažka?! On  prišiel zemi! – Krzyczy obcojęzyczne pytanie nie przestając go torturować, pochłonięta tym nie zdaje sobie sprawy z tego, że za jej  plecami stoi Nell z zawiniątkiem na rękach. Kocio-oka traci cierpliwość, jedną ręką podnosi pół przytomnego mężczyznę, a drugą natomiast unosi ponad głowę, jej zadbane, pokryte warstwą białego lakieru paznokcie zamieniają się w pięciocentymetrowe, lekko zagięte u nasady i na końcówkach szpony! Bierze zamach  i w ułamku sekundy rozpruwa gardło ofiary, z rany tryska krew plamiąc dłonie i strój Zabójczyni, ku memu obrzydzeniu zaczęła ona zachłannie oblizywać ręce i pazury, zlizując każdą, choćby najmniejszą, kropelkę czerwonego płynu, jęcząc i mrucząc prze tym z rozkoszy... Ciemnoskórej kobiecie mimowolnie wyrywa się jęk rozpaczy,
T O (bo z pewnością nie można było nazwać te istoty człowiekiem) odwróciło się na pięcie w tamtą stronę.
-         Kňažka! – szepnęło wpatrzone w zawiniątko.
Kobieta zrobiła krok w tył i ruszyła przed siebie biegiem, a ja zostałam wpatrzona w, z pozoru kobiecą twarz potwora...

Płuca paliły mnie żywym ogniem, mimo to jednak nie mogłam przestać krzyczeć; przed oczami miałam stale jedno i to samo zmasakrowane ciało szatyna. Wtem coś mnie chwyciło, zamknęło w stalowym uścisku z pewnością umięśnionych ramion. ”O nie! Już po mnie! – pomyślałam, mając jednak nadzieje, że zabij mnie szybciej niż swą poprzednią ofiarę. W przypływie adrenaliny zaczęłam drzeć się jeszcze głośniej.
     -   Kaylie! Kaylie! Co się stało?! - usłyszałam przejęty głos... Znajomy głos... Rosalie??
Zebrałam się na odwagę i otworzyłam oczy...


_______________________________________________
* Chodzi o czarny atrament.
** To i reszta dialogu jest po Słowadzku, wszystko się wyjaśni z biegiem opowiadania, ale ci w gorącej wodzie kompani mogą sprawdzić w tłumaczu.

Muzyka =     Sea Wolf - You're A Wolf,      Amernan - Spirit Of The Flying Eagle
(powyższe utwory znajdziecie w zakładce  ''Linki i dodatki ♥'')


                                                                    ***
A więc moi drodzy, oto rozdział 3-eci. Dedykuje mojej becie, Alicji, która aktualnie strajkuje, bo się na mnie nafochała, skwestionowałam (nie mam pojęcia jak to napisać, widzisz Al, potrzebuję Cię) jej związek z pewnym chłopakiem na ''A'', więc teraz chcę ją publicznie przeprosić.
BŁAGAM WYBACZ I WRÓĆ DO MNIE, AL!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jak zapewne zauważyliście, dokonała się pewna zmiana na moim blogu, a mianowicie, doszło nam zakładek;
jedna z nich, (''Twój Spam'') powstała po to abym nie widywała pod postami żadnych reklam i info. o nn - od razu ostrzegam, że jeśli znajdę coś takiego poza tą zakładką, bezwzględnie usunę, nie czytając.


Drugą zakładkę (''Linki i dodatki ♥'') stworzyłam... właściwie to z nudów. Będziecie tam znajdywać najróżniejsze wstawki (zarówno związane jak i zupełnie nie mające nic wspólnego z tematyką bloga) oraz utwory muz. z pod rozdziałów.

                                                           GŁOSOWANIE


JAK WOLICIE:
A - notki krótsze (mniej, więcej takie jak ''Prolog''), za to częściej (dwa, może trzy - zależy od ilości komentarzy - razy w tygodniu, ze szczegółowymi opisami.

B - notki dłuższe, za to rzadziej (raz w miesiącu, no może dwa - przy dobrej wenie), z mniej dopieszczonymi szczegółami.

 C - uważacie, że spieprzyłam tego bloga i najlepiej będzie jeśli ''dam se siana'' (jedno z licznych, wiejskich powiedzeń Alicji), zawieszę tego bloga.

 D - nie macie swojego zdania.

(Głosujcie w ''PS'ach'' pod komentarzami.)

:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-* Krulica

niedziela, 10 listopada 2013

Link II - instrukcja obsługi


                                         

                                                  Słyszeliście już nowy singiel Red Lips??
Fajny kawałek, choć trochę banalny... Co nie?
jeden zwrot jest całkiem pozbawiony sensu - "love story miłosna" Przecież w tłumaczeniu to - "miłosna historia miłosna" - żal.
Przecież do tej muzyki równie dobrze pasowało by -"historia miłosna"- liczba sylab się zgadza!!!!
Ale rytmik bardzo fajny, wprawia w taneczny nastrój... Przynajmniej mnie.
                                                               A Was???????????????????

:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*Krulica

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział II

Rozdział II: Śmierć - czy napewno?

(narracja Kaylie)

Wsiedliśmy do samochodów, po dość długiej dyskusji pt. „Nie, bo właśnie ja jadę z nią/nim”
Ja nie chciałam jechać z blądi, ale wyszło tak, że razem z Ian’em siedzę właśnie na tylnym siedzeniu jej sportowego kabriolet’a. Dojeżdżaliśmy do zakrętu, już za chwile więzienie (sierociniec), no i dobrze nie chcę już w życiu oglądać tego miejsca, ach, jaka szkoda, że zobaczę go za miesiąc, chyba, że… NIEEEEE!!!!!!!!!!! Nie mogę robić sobie nadziei! Nie adoptują mnie! To nie możliwe! Życie nie jest tak piękne, a los nie tak łaskawy.:-(
Jeszcze chwila, jeszcze kawałek… i już po wszystkim znienawidzony dom dziecka zniknął za horyzontem. Nagle jakaś siła wcisnęła mnie w kanapę.
     -   Wow! -  krzyknął zaskoczony Ian, łapiąc się za głowę, widocznie się w nią walnął – Co jest?!?!!! – W tym momencie silnik wozu zamruczał niczym kot, uświadamiając mi tym samym, że ową siłą „wciskającą w siedzenia” było nic innego jak gwałtowne przyspieszenie, wyjrzałam przez okno i niewiele brakowało abym się porzygała; obraz rozmazywał się od pędu, prędkość była taka, że aż zasysała tlen. Spojrzałam na twarz kolegi: był blady jak umarlak...
W tym momencie zbrakło mi już powietrza, zaczęłam się dusić i kaszleć, bezskutecznie próbując złapać oddech; nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Gdy ujrzałam strugę "białego światła" mogłabym przysiąc, że widzę anioły oraz przelatujące mi przed oczami streszczenie całego mojego życia, błogą ciszę przerwał kobiecy krzyk... Co stało się dalej: umarłam czy przeżyłam?? Nie miałam pojęcia, straciłam kontakt z rzeczywistością...


                                                                       ***


(Narracja Rousalie)

O.W.K.[1]!!! Ona chyba nie żyje!!!!!! Jak ty/ja[2] mogłaś/mogłam być tak głupią pindą i zapomnieć, że ta dziewczyna potrzebuje powietrza!!! – karciło mnie moje sumienie – I co teraz zrobisz/zrobię?!?!?! Nie masz/mam dość dobrej kontroli na sztuczne oddychanie!!! Ale i tak się ciesz/cieszę – jakby nie było tu wrzeszczy na ciebie/mnie tylko Carlisle, a nie cała Głowa Klanu[3] i Jared też się na ciebie/mnie nie drze, bo zapewne się wyłączył... Co ty/ja mówisz, próbujesz/próbuję się pocieszać?!?!?! NIE!!! Zasługujesz/Zasługuję na wszelkie pretensje i wrzaski!!! Przecież ty/ja za.../za... zabiłam.../zabiłaś... -  tu wybuchłam płaczem.
Carlisle przestał się wściekać, podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, a ja zaczęłam zmawiać w duchu Intencje do Wielebnego Markus'a[4], w innej okoliczności wymówiła prośbę o pomoc Duchowi dziewczyny na głos, lecz teraz nie wypadało, właściwie z trzech powodów:
1.     Trzeba uczcić chwilą ciszy i spokoju Ducha... yyyyy Kaylie?, a może inaczej było jej na imię... Nie istotne! Ważne, że b y ł o, a nie j e s t.
2.     Carlisle jest innej wiary i mógłby się obrazić.
3.     Nie wiemy jakiej wiary była Kaylie i czy w ogóle w coś wieżyła.

Z powodu nr.3 nie powinnam modlić się nawet w myślach, ale pokusa i poczucie winy wygrały.
Grobową ciszę przerwało cichutkie i słabe bicie serca, ludzkiego serca. – wsłuchałam się bardziej – nie było to serce żadnego innego dzieciaka (te zostawiliśmy na poboczu, dość daleko by nas nie usłyszeli i dość blisko abyśmy my usłyszeli każdy ich oddech), tym czasem serce biło tuż obok nas... do serca dołączył chrapliwy oddech – spojrzałam pytająco na Carlisle, ten wskazał brodą na południe. Spojrzałam tam - na martwe ciało i... Czy to możliwe? - klatka piersiowa drgała minimalnie. Z niedowierzania aż wyciągnęłam rękę. Dziewczyna gwałtownie się podniosła. Nie wierzyłam własnym oczom, pod wpływem radości podbiegłam (niestety, swoim normalnym - iście "ludzkim" tempem) do niej  i uściskałam. Wtedy krzyknęła, lecz nie był to zwykły krzyk to był T A K I krzyk..
muzyka = Yiruma - Spring Time
                                                                        ***

Okay, oto rozdział, wstawiam go, ponieważ pewna czytelniczka wysłała mi SMS'a z bardzo przejmującym komentarzem. ELA, TEN ROZDZIALIK JEST DLA CIEBIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
PS: nn powinna być w czwartek lub piątek, bo mam dobrą wene. Ale wiecie, ja to ja - nie zawacham się przedłużyć daty jeśli nie będzie komentarzy:-P :-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*:-*Krulica

[1] Pochodzenie skrótu wyjaśni się z ciągiem dalszym, ale jeszcze nie tego rozdziału.
[2] U mnie w opowiadaniu sumienie tworzy formę, której nie ma w języku polskim, ale ja będę jej używać ilekroć ono się odezwie, (u któregokolwiek bohatera).
[3] To pojęcie też wkrótce się wyjaśni.
[4] Jak wyżej.